poniedziałek, 12 listopada 2012

Wiwat Niepodległa

Poruszona wczorajszą rocznicą (ale nie zamieszkami na ulicach stolicy) i przemówieniem Prezydenta, który naszą Ojczyznę dostojnie nazywał Niepodległą, postanowiłam wpisać się w ducha tego święta i dołożyć od siebie coś patriotycznego.

11 listopada kojarzy mi się tak z patriotyzmem, jak i z walką, a jednocześnie też z  tęsknotą za Ojczyzną. Dlatego pomyślałam sobie o pewnej reklamie z czasów II wojny światowej, skierowanej do polskich żołnierzy, którzy daleko od domu, rodziny i polskiej tradycji, próbowali sobie jakoś zorganizować tę nie-polską codzienność. Z otwartymi ramionami czekała na nich przybrana, tymczasowa, brytyjska Ojczyzna, a także to, co miała ona najlepszego do zaoferowania zbłąkanym przybyszom. A właśnie, czym osłodzić chciała tęsknotę za domem polskim chłopcom?

Reklamowanym po polsku tonikiem!

Reklama pochodzi ze zbiorów Wojtka Matusiaka, 


W zasadzie reklama ta mogłaby się pojawić także w prasie brytyjskiej na początku XXI wieku, kiedy tłum Polaków szturmem wziął Dover, Luton, Stansted i podobnie, jak 60 lat wcześnie polscy chłopcy w mundurach, szukał swojego miejsca na wietrznej wyspie. 

Inna reklama, która porusza we mnie patriotyczne struny pochodzi z podobnego okresu, ale z USA. Jest bardziej ogłoszeniem prasowym informującym o smutnej rocznicy z niedawnych dziejów Kraju i jednocześnie zaproszeniem, aby ten bolesny moment wspólnie upamiętnić:

Ogłoszenie pochodzi ze zbioru
John W, Harman Center for Sales, Advertising and Marketing History



niedziela, 28 października 2012

Na zdrowie

Chorowałam ja, chorowała też Zapomniana Reklama. Cóż, każdy wcześniej czy później na coś zachoruje, zwłaszcza w sezonie jesienno - zimowym. Choroba to także jeden z głównych tematów w reklamie. Lęk przed nią lub obietnice wyleczenia z każdej przypadłości stały się podwaliną biznesu reklamowego już w XIX wieku. Promocja tzw patented medicines - rozmaitego sortu medykamentów rozwiązujących ludzkie problemy wykreowała - najpierw w USA, a później w całym świecie Zachodu - biznesowe fortuny, a samej reklamie pozwoliła stać się biznesem z prawdziwego zdarzenia.

Oczywiście reklama "medykamentów" nie zawsze kierowana jest i była jedynie do wystraszonego o swój los pacjenta - konsumenta. Któż mógłby w najbardziej wiarygodny sposób zarekomendować dany specyfik? Kto swym autorytetem przekonałby do zakupu tego a nie innego medykamentu. Lekarz.

Niedawno trafiłam na niesamowitą internetową wystawę starych reklam adresowanych do lekarzy, którą można obejrzeć na stronach Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak się okazuje ogłoszenia handlowe można odnaleźć już w publikacjach adresowanych do medyków z XVIII wieku, ale dopiero na przełomie XIX i XX wieku, pojawiły się periodyki medyczne z prawdziwego zdarzenia, a na ich łamach zaroiło się od reklam.

Prezentowane na wystawie reklamy pochodzą z polskiej prasy medycznej dwudziestolecia, z takich tytułów jak:  Życie Lekarskie czy Lekarz Polski. Co ciekawe, obok reklam specyfików medycznych, na szpaltach magazynów dla lekarzy zachęcano do zakupu gramofonów, mebli czy do morskich wycieczek. Z mojej perspektywy jednak te specjalistyczne "medyczne"  reklamy wydają się najciekawsze.  Zobaczcie sami:

Zwróćcie uwagę na to, że są to marki znane do dziś.

Zimno! ...prawda a mimo to czaruje Pani wszystkich swym zdrowym i czerstwym wyglądem, głosiła reklama Nivea, z 1939 roku
As, 1939r.

A poniżej wspaniały przykład kubizmu w znanej pokoleniu naszych rodziców i dziadków środku przeciwbólowym Pyramidon firmy Bayer.

Niezawodne działanie, znaczna rozległość wskazań przy chorobach gorączkowych....

Lekarz Polski, 1935r.


Na bóle wszelkiego pochodzenia można było także zastosować lek produkowany na niemieckiej licencji przez firmę, która mieściła się w Warszawie w Al. Jerozolimskich  - marki Veramon 

Lekarz Polski, 1931r.


Polskie społeczeństwo cierpiało nie tylko na bóle. Problemem były choroby wieku dziecięcego. Aby dzieci uniknęły ospy, zalecano szczepienie, a następnie zastosowanie wynalazku mgr-a Bukowskiego OSPOCHRON. Jak wynika z reklamy należało go ...nakleić. Czyżby przypominał modne dziś plastry antykoncepcyjne?   

Dla Zdrowia 1938


 A jeśli latorośl zachorowała, należało po jej wyleczeniu poprawić jej kondycję lekiem Efisan, który zwalczał anemiczność i sprzyjał rekonwalescencji.

Życie Lekarskie, 1939

Pod czujnym okiem pani Doktor wspartej chemioterapeutycznym środkiem odkażającym Rivanol, nawet ropotwórcze ziarenkowce nie zakłócały spokojnego snu pacjenta...

Lekarz Polski, 1935


Zapraszam do obejrzenia całej wystawy na stronie: http://pbc.gda.pl/Content/2140/index.html

niedziela, 9 września 2012

Zdrowotne perturbacje

Wszystkich czytelników przepraszam za brak nowych postów. Niestety z powodu moich perturbacji  zdrowotnych stare reklamy przykryje nieco kurz. Jednak już od października nowe ciekawostki o zapomnianej reklamie. Do zobaczenia !





Obie reklamy pochodzą z pisma Dla Zdrowia z 1938 roku

środa, 15 sierpnia 2012

Najlepsza reklama lat 80-tych

Wyobraźcie sobie, że budzicie się w zupełnie innym świecie. Szarą rzeczywistością milionów nie różniących się od siebie, spolegliwych ludzi rządzi Wielki Brat. Jednak na horyzoncie tli się bunt. Nadchodzi 1984 rok, czas rewolucji...
Takie przesłanie płynęło ze spotu reklamowego, który miał swoją premierę 22 stycznia 1984 roku i stał się legendą. Przeszedł do historii, jako jedna z przełomowych i najciekawszych reklam. Mało jednak brakowało, aby spot za ponad 700 tys. dolarów pokrył się kurzem na półce Steva Jobsa! Oto krótka historia reklamy promującej wejście na rynek pierwszego Maca.



Na początku lat 80-tych Steve Jobs był jednym z najmłodszych i jednocześnie najbogatszych biznesmenów w USA - założycielem przynoszącego złote góry start'upu Apple Computers. Jego nieznośny charakter sprawił, że zespół Appla odsunął go od flagowego projektu nowego komputera o nazwie Lisa i przesunął do eksperymentalnego projektu Macintosh. Szybko okazało się, że to Mac a nie Lisa mają potencjał na zawojowanie rynku. Od zespołu Maca Jobs oczekiwał buntowniczego podejścia do pracy. Cały team od programistów i inżynierów po speców od marketingu miał być niczym statek piratów - grupą  niekonwencjonalnych, wizjonerskich i bezkompromisowych rebeliantów. Zresztą nad głowami zespołu Maca powiewała czarna flaga z białą czaszką no i oczywiscie z... opaską na oku z nadgryzionym jabłkiem.

Pod koniec 1983 roku premiera Mac'a zbliżała się wielkimi krokami. Jobs chciał, aby reklama wzmocniła filozofię, jaka stała za powstaniem jego "dziecka". Gra toczyła się o, to aby dać ludziom tanie komputery osobiste. Chodziło także o to, by połechtać próżność Jobsa: komputeryzując USA, przejść do historii niczym Henry Ford i ...dokopać IBM-owi, który deptał Apple po piętach. Reklama więc nie tylko wypromować produkt, ale i wzmocnić wizerunek Appla - komputerowego Robin Hooda.


Na powstanie takiej a nie innej reklamy wpływ miało kilka czynników. Zbliżał się rok 1984, więc współpracująca z Applem agencja Chiat/Day postanowiła wykorzystać nawiązanie do Orwellowskiego "Roku 1984" i pokazać Dlaczego - dzięki Macintoshowi - rok 1984 nie będzie jak "Rok 1984". Pomysł ten idealnie pasował do okoliczności. Z jednej strony w roli złego Wielkiego Brata można było osadzić korporacyjnego giganta IBM. Z drugiej strony Orwellowski klimat reklamy idealnie wpisywałby się w wyświetlany właśnie w kinach z dużym sukcesem cyberpunkowy film Ridley'a Scotta, Łowca Androidów (Blade Runner). Reżyserią zajął się nie kto inny, jak Ridley Scott, który do roli statystów zatrudnić miał kilkudziesięciu prawdziwych skinheadów. Spot realizowano w industrialnych plenerach Londynu. 




Premiera spotu odbyła się na wewnętrznej konferencji prezentującej Macintosha handlowcom Appla. Film wzbudził aplauz. Świat miał ujrzeć spot dopiero podczas rozgrywek Super Bowl. Niestety zachwytu pracowników Appla nie podzielał zarząd spółki i kazał Jobsowi zmienić agencję reklamową, a także zrezygnować z emisji! Jobs i drugi współzałożyciel Appla Steve Wozniak skłonni byli z własnych pieniędzy wyłożyć budżet na emisję reklamy. Okazało się to nie potrzebne, ponieważ agencja reklamowa Chiat/Day postanowiła zaryzykować i - wbrew zarządowi - nie odwołała emisji na Super Bowl.

22 stycznia 1984 roku 96 milionów fanów footballu amerykańskiego obejrzało reklamę Macintosha autorstwa Ridleya Scotta. Tego samego dnia reklamę puszczono także w kilku stacjach telewizyjnych, w tym w Boca Raton, gdzie mieściło się IBM - tak żeby ich wkurzyć,wspomina Steve Hyden, pomysłodawca spotu. Tego dnia również w 50 stacjach lokalnych dziennikarze komentowali spot, a niedługo potem Advertising Age i TV Guide ogłosiły go najlepszą reklamą wszech czasów. Łącznie film zgarnął 4 nagrody branżowe!

Zobacz reklamę: Apple 1984

A tak o kulisach reklamy opowiada Steve Hyden:  Ad Age






Osobiście mam bardzo duży sentyment do Macintosha, ponieważ był to pierwszy komputer, z jakim zetknęłam się w życiu. Stał w laboratorium w Centrum Onkologii, gdzie pod koniec lat 80-tych pracowała moja mama :)

Zainteresowanych ciekawostkami o działaniach marketingowych Appla odsyłam do
 książki Waltera Isaaksona, pt:  Steve Jobs





wtorek, 17 lipca 2012

Z ostatniej chwili!

Z ostatniej chwili...
W Warszawie, a dokładnie na na Pradze odnaleziono właśnie zapomniane reklamy! Wygląda na to, że ukrywały się ponad sto lat na elewacji budynków przy ul. Stalowej 37 i 41 przykryte grubą warstwą farby. Na jednej z nich widnieje hasło: "Golenie, Strzyżenie", a na kolejnej "Piwo".

"Piwo" ze Stalowej 41

"Golenie" na Stalowej 37



Napisy reklamowe pochodzą prawdopodobnie z lat 80 lub 90 XIX wieku. Bez wątpienia powstały przed 1915 rokiem, czyli kiedy miastem rządzili Rosjanie. Wskazuje na to dwujęzyczność napisów: po polsku i po rosyjsku. Obowiązek umieszczania wszelkich  komunikatów handlowych w miejscach publicznych w języku rosyjskim i opcjonalnie po polsku narzucono w Królestwie Polskim po Powstaniu Styczniowym. Dla przypomnienia był to rok 1864.

W Warszawie - nie tylko na Stalowej czai się niejedna taka reklama, a wiele z nich czeka nadal na odkrycie. Oby tylko świeże warstwy farby nie pokryły ich na kolejne sto lat.

Zobacz film:

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/10,114927,12145151,100_letnie_reklamy_na_warszawskiej_Pradze__TVN_Warszawa_x_news_.html

zdjęcia pochodzą z gazeta.pl



niedziela, 1 lipca 2012

Z reklamową wizytą w Szczecinie

Zaczynają się wakacje, czas więc trochę popodróżować. Ogłaszam wakacyjny cykl podróży po ciekawych miejscach przez pryzmat reklamy. Mam nadzieję, że w ten sposób uda nam się zwiedzić przede wszystkim kawał Polski.


Na początek Szczecin, stolica województwa zachodniopomorskiego. Fascynujące i nadal specjalnie nieodkryte miejsce. Jest tam kilka fajnych atrakcji "naj", które naprawdę warto zobaczyć. Po pierwsze Pionier - najstarsze działające kino na świecie, które w 2012 roku obchodzi 105 urodziny. Kolejną warto zobaczenia atrakcją jest Cmentarz Centralny - największy cmentarz w Europie, który w zasadzie nie jest nekropolią, a wspaniałym, zielonym parkiem. Mamy tam też jedyny działający zwodzony most kolejowy na świecie czy Dębie -jedno z największych w kraju jezioro (nota bene w środku miasta!) i jedyne w Polsce, po którym mogą pływać statki pełnomorskie i na środku którego  można zwiedzać w połowie zatopiony wrak statku wykonanego z betonu. To betonowiec Urlich Finsterwalde, służący Niemcom podczas II wojny  światowej do przewozu produkowanej w Szczecinie dla armii benzyny. Ta ostatnia zachowała się i można ją zwiedzać w podszczecińskich Policach. Z tego samego okresu pochodzą też jeden z największych schronów przeciwlotniczych w Polsce, znajdują się w samym centrum miasta przy dworcu PKP.


 Szczecin jest też miejscem narodzin jednej z najstarszych w Europie marek samochodów - słynnych, majestatycznych Stoewerów. Poza luksusowymi automobilami, szczecińska fabryka klanu Stoewer zasłynęła też produkcją pierwszych w historii autobusów. Nie bez związku z tym faktem było to, że jedna z najstarszych  dalekobieżnych linii autobusowych w historii wiodła ze Szczecina do Berlina. Przejechać się nią można było już w 1902 roku. Przyznam szczerze, że nie jestem znawczynią motoryzacji, dlatego z dużym zaskoczeniem odkryłam to, że na terenie naszego kraju jest tak niesamowite miejsce, które przeszło do historii motoryzacji!


Od razu trzeba dodać, że fabryka Stoewera istniała do 1945 roku, kiedy miasto leżało po niemieckiej stronie granicy i z bólem stwierdzić, że nie wytrzymała ona zmian demarkacyjnych ( swoją drogą wszystkie wspomniane wyżej atrakcje są dziełem niemieckim...poza jeziorem :D)

Automobile Stoewer były produkowane prawie przez 50 lat od ostatniej dekady XIX w. Ich historia rozpoczęła się od prób stworzenia roweru z silnikiem i pierwszej ciężarówki. Rozkręceniem interesu zajmowali się bracia Emil i Bernhard junior. Pierwszy z nich podjął się promocją marki w tym działaniami reklamowymi - i to z dużym sukcesem. Dzięki jego staraniom  Gebruder Stoewer, Fabryk fur Motofahzeugeund Fahrradbestandteile Stettin radziła sobie świetnie - stała się trzecią w Europie największą fabryką samochodów przez II wojną światową!




Jak promowano auta Stoewera? Poza intensywnymi działaniami w prasie, trwała nieustana kampania PR-owa, służąca budowaniu wizerunku marki, jako luksusowej, pięknej i bardzo nowoczesnej.  Po pierwsze, samochody pokazywano na międzynarodowych wystawach i konkursach motoryzacyjnych, z których automobile przywoziły wiele nagród. W 1909 roku dostały aż dwie - złoty medal w Petersburgu i brąz z Berlinie. Jednym z najwspanialszych wyróżnień była pierwsza nagroda w konkursie piękności automobili, który Stoewer wygrał w 1933 roku. Promocji służyć miał też rajd Stoewerem na trasie Szczecin - Paryż, który ponoć mocno rozsławił markę i przyczynił się do znacznego zwiększenia zamówień na samochody.

Znajdujący się w samym centrum Szczecina luksusowy salon Stoewera oferował zupełną nowość, która dziś już standardem - po uprzednim umówieniu się, można było  odbyć jazdę próbną samochodu!



Z nazwiskiem Stoewer wiąże się zupełnie inny rozdział historii i reklamy. Równolegle do fabryki automobili w Szczecinie działała także fabryka ojca pomysłowych braci - produkująca rowery i słynne w całych Niemczech maszyny do pisania i maszyny do szycia. Te ostatnie były wśród Niemców zdecydowanie bardziej popularne niż słynne Singery. W 1911 roku produkowano ich aż 75 tysięcy rocznie.





Jeśli macie ochotę zobaczyć najpiękniejszy samochód 1933 roku, ulubione maszyny do szycia Niemców i inne wspaniałe przedmioty marki Stoewer, przyjedźcie do szczecińskiego Muzeum Techniki i Komunikacji. W starej zajezdni tramwajowej mieści się prawdziwy raj dla entuzjastów motoryzacji. Zobaczyć tam też można słynne motory Junak, które produkowano w opuszczonych przez Niemców gmachach fabryki Stoewer...



Warto zajrzeć na:
http://chcialem.webd.pl/stoewer/content/view/46/51/
http://muzeumtechniki.eu/



piątek, 1 czerwca 2012

Straszne dzieci

Nadszedł Dzień dziecka, jak więc nie nawiązać do tego święta.
Reklam z dziećmi jest wiele. Gdyby przejrzeć grafiki reklamowe z ostatnich 100 lat, pewnie wyobrażenie dziecka byłoby jednym z najczęściej wykorzystywanych symboli promocyjnych. Duże oczka, okrągła pucułowata buzia, słodkie loczki - nie jedno potrafią sprzedać: jedzenie, chemię, sprzęty RTV i AGD.

Dziś z okazji Dnia Dziecka chciałabym przypomnieć nieco nietypowe wyobrażenia dzieci w reklamach. Strasznych dzieci...

Nie sposób nie zacząć od najbardziej kuriozalnej reklamy z dzieckiem w roli głównej, a właściwie dziecko- świni promującej Grove's Tasteless Tonic. Ten para medyczny eliksir narodził się w latach '70 XIX wieku jako płynna wersja leku na malarię. Miał on być konkurencją dla chininy i alternatywą dla niesmacznych, gorzkich preparatów anty malarycznych, dzięki zastosowaniu słodu i ekstraktu z cytryny. Jak twierdzą ci, którzy pamiętają ów eliksir, nie prawdą było to, że był on "tasetless". Smak goryczy toniku nadal w nim pozostał i chyba właśnie to spodobało się ludziom. W pierwszych dekadach XX wieku tonik cieszył się bowiem większą popularnością niż Coca Cola, a jego wynalazca, Edwin Wiley Grove, stał się milionerem.
Grove's Taseteless Tonic  nie tylko leczył malarię,  miał  też wzmacniać witalność dzieci i dorosłych, czyniąc z tych pierwszych słodkie tłuścioszki - właśnie niczym świnki.

Dla porównania - dwie wersje tej reklamy, pierwsza z 1897 roku.


i nieco późniejsza....




Z kolejnym  ujmującym za serce wyobrażeniem dziecka zetknąć się można w reklamie bardzo popularnych wiek temu mydeł Pear's Soap. W tym przypadku widzimy dziecko wylane z kąpieli. Co tam kąpiel, jakież to "brzydkie dziecko"



Dla zainteresowanych reklamową historią marki Pear's Soap pozwolę sobie przytoczyć fragment anegdoty o działaniach reklamowych tej firmy, opublikowanej w jednym z pierwszy polskich podręczników do reklamy autorstwa Aljasa  z roku 1907, w którym napisano, że 

 Towarzystwo akcyjne Pears Soap w Londynie, posiadające znaną na cały świat fabrykę mydeł, wydawało corocznie na reklamę 2.350 000 koron [Austriackich, czyli około 1 mln rubli]!!! Dywidenda wypłacana akcjonariuszom wynosiła 18- 20 %. Przypuszczając, że fabrykaty firmy dostatecznie są znane, skreślono ową pozycję z góry dwumilionową. Wynik był taki, że z końcem roku nie wypłacono akcjonariuszom żadnej w ogóle dywidendy.

Uroczo słodkiego chłopca przedstawia także reklama rosyjska moskiewskiego trunku MORS:




 W reklamach nie rzadko spotkać można także wizerunek dzieci nieco diabolicznych niczym Chucky. Dla przypomnienia "laleczka"...

... i jej reklamowe odpowiedniki z dawnych lat prosto z ojczyzny Chuckiego...





No cóż zazwyczaj miało być słodko i zabawnie, ale jakoś nie wyszło... a może właśnie takie są dzieci? ;)

A na koniec perełka z Polski - reklama ze Szpilek z 1971 roku - dziecko roszczeniowe.



Kogo wam przypomina? Mnie chyba  tego pana.... ;D



reklamy i zdjęcia pochodzą z Wikipedii, graphicmania.net oraz klamkamorozek.blogspot.com 


niedziela, 13 maja 2012

Szwagrowie rewolucjoniści

Ponad sto lat temu żyło sobie dwóch angielskich gentelmanów. Tak się złożyło, że byli oni szwagrami. Łączyło ich także to, że obaj specjalizowali się w tworzeniu plakatów reklamowych. O kim mowa?
O  ilustratorach Wiliamie Nicholsonie i Jamesie Pryde'dzie, znanych jako Beggarstaff Brothers lub Beggarstaff J&W. 

Nicholson po lewej, Pryde po prawej i syn Pryda - Ben -  w środku, rok 1899r. 

Od 1894 roku Beggarsaff Brothers prowadzili własne studio reklamowe. Był to ten sam rok, kiedy Alfons Mucha namalował swój pierwszy plakat promujący Sarę Bernardt w sztuce "Gismonda".  W czasach "poster crazy", czyli szalonego rozkwitu sztuki plakatowej Beggarstaff Brothers stworzyli zupełnie nową stylistykę plakatów reklamowych, ignorując dominujące na przełomie XIX i XX wieku założenia estetyczne secesji, a w tym florystyczne motywy w stylu wspomnianego wyżej artysty - ikony art nouveau.

Alfons Mucha  - Gismonda

Czym charakteryzowała się ich twórczość? Zupełnym minimalizmem formy, konturów i kolorów, rezygnacją z ukazywania detali przy jednoczesnej grze kontrastów. Specjalizowali się oni w grze z widzem poprzez zacieranie konturów obiektów i postaci. które malowali. Takim przykładem jest słynny plakat reklamowy mąki kukurydzianej KASSAMA" z 1900 roku, gdzie granice kształtów koszyka są bardzo umowne, wyznaczane głównie przez tło.




Minimalistyczny Hamlet z wyraźnie uwypukloną kolorem białym czaszką.

Jednym z najsłynniejszych ich plakatów jest DON QUIXOTE, zaprojektowany w 1897 roku na zlecenie sir Henrego Irvinga dla Lyceum Theatre.


Praca nie została jednak wydrukowana, ponieważ zleceniodawca uznał, że plakatowy Don Kichote jest za mało do siebie podobny...

Inną znaną reklamą autorstwa duetu szwagrów była reklama Kakaa Rowntree'a. Była ona reprodukowana na plakatach a nawet bilboardach. Oryginalność koncepcji zaproponowanej przez Beggarstaff polegała na tym, że nie była ona oczywista -  artyści nie zaprezentowali produktu, czyli filiżanki kakao, a eleganckich gentelmanów z XVIII wieku. Miało to podkreślać prestiż i tradycję firmy.


A oto plakat z 1996 roku promujący magazyn Harper. Tym razem przewrotność projektu polega na tym,
że choć było to amerykańskie pismo, reklamował je brytyjski yeoman. Klientowi zależało ponoć na podkreśleniu prestiżu pisma i wzmocnieniu zainteresowania nim na Wyspach.



Niestety rynek nie docenił wizjonerstwa Beggarstaff Brothers. Ich prace, choć niesamowicie nowoczesne
i oryginalne, nie sprzedawały się. Po pięciu latach wspólnej pracy historia firmy zakończyła się finansową klapą, a każdy ze szwagrów poszedł własną drogą. Dopiero następne pokolenia doceniły ich artystyczną wizję - jak zwykle...


Ilustracje pochodzą ze strony: www.yaneff.com oraz beggarstaffs.com

                                                             



poniedziałek, 7 maja 2012

W maju jak w raju

Pomyślałam sobie ostatnio, że niedawno minęła kolejna rocznica urodzin pewnego Austriaka, który miał duży wpływ na historię XX wieku w tym także na promocję (w szczególności polityczną). Jednak przyszedł piękny i dłuugi weekend majowi więc uznałam, że w tym czasie warto pisać o przyjemniejszych tematach.
A więc majówka - pogoda, plener i wypoczynek.
Co można robić w weekend majowy?
Po pierwsze, spędzać go na ziemi, przykładowo jeżdżąc na rowerze wśród francuskich malowniczych pól....


....na "bezpiecznym" rowerze o dwóch kolach tej samej wielkości mknąć po angielskiej prowincji, paląc przy tym  - jak głosi slogan  -"bezpieczne" papierosy ( swoją drogą dziś łączenie sportu z paleniem byłoby już  raczej nie do przyjęcia)



Można też gnać przez bezkresne równiny nową, piękną maszyną



Jednak ja na weekend majowy polecam fruwanie i podziwianie świata z kosztu balona :)


  Ulotka reklamujący wyścig między dwoma balonami  - wielka Brytania połowa XIX wieku 

pocztówka reklamująca pierwszy w historii miasta Indinapolis wyścig balonowy z 1909 roku theoldmotor.com 

Jeśli z przyczyn obiektywnych nie udało wam się cofnąć w czasie i  zobaczyć powyższych pokazów, serdecznie polecam odwiedzić w weekend majowy Krosno i zobaczyć tamtejsze zawody balonowe. Mam nadzieję, że wybaczycie mi więc opóźnienie w publikacji kolejnego posta. Sami rozumiecie, w balonie niełatwo o miejsce na komputer :)

Górskie Zawody Balonowe  - Krosno 2012

A reklamy zawodów balonowych i samochodu Renault z theoldmotor.com 





niedziela, 15 kwietnia 2012

Radio-reklama z PRL-u

Tym razem przeniesiemy się w  inne, nieco bliższe nam - a szczególnie jednej osobie - czasy. Jesteśmy w Polsce, od kilku lat krajem rządzi Gomułka. Jest szaro, buro, ale nikt nie mówi, że nie może być zabawnie. W 1960 roku pewna studentka czwartego roku Dziennikarstwa zaczyna pracę w Biurze Reklamy Polskiego Radia przy ul. Kopernika 34. W ten sposób wstępuje ona do zaszczytnego grona twórców trochę już zapomnianych reklam.  Kilka dekad później wspomina ona barwną instytucję Kabareciku Reklamowego.
Oto co o specyfice ówczesnej reklamy mówi Maria Czubaszek:

Redakcja reklamy zajmowała się wymyślaniem sloganów reklamowych typu „Najlepsza do prania pralka frania”, albo "Chcesz mieć motor, to sobie kup”. I opiekowała się  nadawanym raz w tygodniu „Kabarecikiem Reklamowym”.(…) „Świeży wciąż, co tydzień nowy, „Kabarecik Reklamowy”, reżyserował Jurek Dobrowolski


Jerzy Dobrowoski, źródło: TVP/East News

Nagrywało się go popołudniami, po godzinach pracy biurowej, nieraz do późnego wieczora(…) „Kabarecik” to było prawdziwe zjawisko. Były skecze, piosenki, ale często słuchacz nie miał pojęcia, że to jest reklama. A zleceniodawcy za to płacili. Teraz to by się pewnie nazywało kabarecikiem kryptoreklamowym. Albo antyreklamowym. Na przykład szło kryminalne słuchowisko, w którego końcowym fragmencie inspektor szukał kogoś, kto kogoś innego przejechał motorem. I kto się mógł domyślać, że to reklama motoru? Albo bohaterka mojego słuchowiska  skarżyła się, że znowu ją się zmusza do jedzenia ryb. To była reklama ryby. Autorzy – Przybora, Minkiewicz, Marianowicz, Potemkowski, Osęka – wywalczyli sobie, że nie musieli używać nazw produktów. No bo jak Przybora miał nazwać piosenkę o magnetofonie „ZK ileś tam”? Zresztą nazwy nie były konieczne, bo jak ktoś sobie wymarzył magnetofon, to i tak mógł kupić tylko taki, jaki był  w sprzedaży, a był tylko jeden. (…)

Kiedyś ktoś wymyślił, żeby zareklamować buty. To głupie, bo przecież jak tylko buty pojawiały się w sklepach , to ludzie kupowali co popadło , nie zawsze zwracając uwagę nawet na rozmiar.  Janusz Minkiewicz napisał „ O nowym to bucie piosenka”  na melodię „ O nowej to Hucie piosenka….”. Ostro zareagował cenzor. Bo to żarty z pieśni masowej. Jak jakiś państwowy potentat rybny zamówił reklamę makreli, Jeremi Przybora (albo Minkiewicz, nie pamiętam który) na melodię „ To ostatnia niedziela” napisał „Ta ostatnia makrela”. W tym przypadku zleceniodawca miał wątpliwości, które ja musiałam rozwiewać. Pamiętam rozmowę telefoniczną z jakąś pracownicą państwowego potentata rybnego.
„Czy to tak wypada, żeby piosenką samobójców zachęcać do kupowania markeli?”
„Ależ oczywiście, przecież każdy poleci i kupi makrelę, jak usłyszy tę piosenkę”
.
Łatwo się dawali przekonać.

Płynny owoc
Zanurzona sonda
W społeczeństwo stwierdza, że
Każdy mnie pożąda,
Każdy chciałby tylko mnie…
Nikt nie waży lekce,
Nikt nie lekceważy mnie,
W smuklej mej sylwetce
Każdy widzi szczęście swe…
Rozkoszy zdrój…
Zapamiętaj, że to ja.
Okrągły rok
Wciąż pamiętaj, że to jabłko, jabłko!
Z jabłka jestem sok!
Gdy przychodzą mrozy,
Cenny każdy jest mój gram;
Awitaminozy
Żadne nie zagrożą nam…
W domu, gdy są goście,
Co zachować zdrowie chcą,
Mną – toasty wzroście,
Bruderszafty pijcie mną…

piosenka reklamowa soku jabłkowego - autor Janusz Minkiewicz, 1969r.


Nie ukrywajmy – „Kabarecik Reklamowy” to nie był teatr. Może nie była to też, „Sztuka przez duże D”, ale na pewno forma chałtury. Nie były to takie pieniądze, jak się zarabia w reklamie dzisiaj, ale były bardzo przyzwoite. Ja zarabiałam wtedy w redakcji 700 zł miesięcznie. Autor za piosenkę dostawał 1100 zł. Jurek [Dąbrowski - przyp. Zapomniana Reklama] , tak jak wszyscy, robił to głównie dla pieniędzy, ale traktował bardzo poważnie. Nie odpuszczał. (…) kazał po osiem, dziewięć razy nagrywać krótką piosenkę  o dorszu, bo  przecież tego będą słuchali ludzie. To nic że to głupoty. Ale musiały być perfekcyjnie wykonane.

 Zwłaszcza ostatnie zadania ku rozwadze wszystkim dzisiejszym twórcom reklam! 



Fragment pochodzi z  wywiadu  - rzeki z Marią Czubaszek, 
przeprowadzonego przez  Artura Andrusa  pt. Każdy ma swój Czubaszek, wyd. Prószyński i S-ka

Gorąco polecam - świetna lektura !





czwartek, 5 kwietnia 2012

Reklama na Wielkanoc

Tym razem nie będę specjalnie oryginalna. W końcu wszyscy prowadzący blogi, strony www, a nawet posiadacze kont na portalach społecznościowych w dniach Świąt Wielkiejnocy myślą o ...Wielkiejnocy i składają sobie życzenia wielkanocne.Ja oczywiście złożę wam życzenia retro - reklamowe.

A więc czego reklamy życzyły konsumentom  i co  obiecywały na Wielkanoc?

W przedwojennej Rosji Radzieckiej życzono - jak należy wnioskować z grafiki oraz podpisu - aby w fabrykach nie było żadnych bumelantów -  czyli leniwych pracowników ...


W 1945 roku żołnierze życzyli sobie powrotu na święta z fontu do domu, a radio miało być dla nich substytutem rodzinnej bliskości...




A kilka lat później, kiedy żołnierze wrócili już do domu,  sprzedawcy wędlin życzyli sobie bardzo, aby Wielkanoc przyniosła im wzrost sprzedaży szynki...


życzenia z roku 1949


Kobiety, jak to kobiety, jak zwykle marzyły o butach...



a faceci o samochodach...



A ja wszystkim życzę:


Reklamy pochodzą  z  kolekcji  Johna Hartmana, Duke Univercity